Gdzieś pomiędzy pisaniem pracy licencjackiej, planowaniem wiosennych sesji, a słuchaniem nowego kawałka Taco Hemingwaya, naszła mnie ochota na stworzenie dla Was nowego wpisu z pierwszą w tym roku sesją, bo strasznie nie mogłam się doczekać, aż w końcu, po zajawkach na insta czy fb, pokażę Wam całość!
Postanowiłam sobie w tym roku pofocić trochę więcej par, więc ogromnie się cieszę z tego, że pierwsza tegoroczna sesja była właśnie sesją zakochanych! Przed moim obiektywem stanęli Zuzia i Piotr i świetnie się przed nim odnaleźli! Pragnęłam na tych zdjęciach osiągnąć efekt naturalności, bez jakiegoś szczególnego pozowania i ustawiania, i wydaje mi się, że udało nam się to wspólnie osiągnąć. Osobiście jestem bardzo zadowolona z efektu i współpracy z tak cudownymi osóbkami! Sesje zakochanych należą do tego typu sesji, które sprawiają mi ogromną przyjemność i mogłabym wykonywać je ciągle, poznając przy tym nowe wspaniałych ludzi, odwiedzać piękne miejsca i utrwalać w kadrze to magiczne uczucie. ♥
I chociaż kocham typowe sesje na łonie natury, to z racji braku zieleni i listków na drzewach postawiłam teraz na miasto! Ale i tak nie odpuściłam chociaż kilku zdjęć w Ogrodzie Saskim. Później ruszyliśmy w okolice Placu Litewskiego i Starego Miasta. I napiszę to po raz kolejny, że uwielbiam Lubelskie Stare Miasto, te urokliwe kamieniczki, i wąskie uliczki, w których można zgubić popołudniowy tłum i siebie też przy okazji... :)
W dzień sesji pogoda przywitała nas ciepłem i całkowicie bezchmurnym niebem. To niebo, przyznam szczerze troszkę mnie przeraziło, bo na zdjęcia byliśmy umówieni na dość wczesną godzinę. Chociaż z drugiej strony pomyślałam, że w końcu będę miała okazję na spróbowanie czegoś nowego i pobawię się w ciuciubabkę z ostrym światłem i cieniem. Szybko jednak stwierdziłam, że to nie dla mnie i czmychnęłam z aparatem w cień. Także na razie odstawiam modę na bok i pozostaję przy swoim stylu jasnych zdjęć, wyraźnych buziek, a światła tańczącego sobie tylko w tle ;)
I jak już przystało na tradycję w wykonywaniu sesji, przy tej też zdarzył mi się mały przypał, a mianowicie suwak w mojej torbie na samym początku odmówił posłuszeństwa, co trochę wybiło mnie z rytmu, bo ciągle moje myśli leciały do torby, torby w torbie, i do tego, że chyba dostanę zawału jak coś mi z niej wypadnie. Na szczęście nic takiego się nie stało. Wróciłam cała i zdrowa z moimi dziećmi do domu, a entuzjazm jaki mi towarzyszył w drodze powrotnej był ogrooomny!
💙